Jakiś czas temu w naszym głogowskim szpitalu odbywał się konkurs na nową specjalistkę ds. kadrowych, czyli kadrową. Jako, że od paru lat nie mogę wytrzymać w jednym biurze ze swoim kierownikiem, postanowiłam wybrać się do dyrektora szpitala i zapytać czy ja, statystyk medyczny mogę ubiegać się o awans na kadrową i przeniesienie do innego działu, specjalista ds. kadrowych Głogów. Prawda jest taka, że jestem najlepszym pracownikiem w swojej komórce i zasługuję na nagrodę, choćby w postaci przeniesienia do innego działu.
Dyrektor był szczerze zaskoczony moim pytaniem, ale bez wahania powiedział, że mam duże szanse zostać kadrową. Zasugerował mi nawet, że jeśli wezmę udział w rekrutacji to stanowisko specjalisty ds. kadrowości będzie moje. Z rozmowy z dyrektorem wyszłam zadowolona i przeszczęśliwa. Jeszcze tego samego dnia zgłosiłam swoją kandydaturę na wolny wakat i zaniosłam dyrektorowi CV. Przez kolejne dni pracy z uśmiechem na ustach czekałam chwili, w której dowiem się o zakwalifikowaniu na posadę kadrowej i przeniesieniu do innego działu. Byłam przekonana, że praca będzie moja.
Z ogromnym szokiem i rozczarowaniem przyjęłam informację, że nową kadrową w szpitalu zostałam nie ja, a jakaś młoda dziewczyna tuż po skończeniu studiów. Ponoć nowa kadrowa jest siostrzenicą burmistrza naszego miasta, z którym dyrektor szpitala żyje w dobrych stosunkach. Nic dziwnego, że moja kandydatura została odrzucona.